Wywiad dla Gazety Warszawskiej/ Newserii. W Polsce wciąż występuje blisko 1150 „białych plam”, czyli obszarów pozbawionych dostępu do internetu lub miejsc gdzie jego prędkość wynosi poniżej 10 Mb/s. Jak tłumaczy Norbert Biedrzycki z Atos Polska problem z dostępem wynika przede wszystkim z czynników geograficznych. W miejscach trudno dostępnych położenie światłowodu jest albo technicznie niemożliwe, albo nieopłacalne. Istotną barierę stanowią także opłaty administracyjne jak np. ta za położenie kabla w obrębie pasa drogowego.
– Problem w dostępie do szybkiego internetu w Polsce wynika chociażby z rozłożenia strukturalnego i terytorialnego kraju. Oczywiście mamy światłowody w miastach, natomiast na wsiach czy też w regionach, do których dostęp jest bardzo trudny, chociażby góry, rozłożenie ich jest już znacznie mniejsze – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Norbert Biedrzycki, prezes zarządu Atos Polska.
Na początku roku Urząd Komunikacji Elektronicznej opublikował raport pokazujący, że w Polsce nadal występuje blisko 1150 tzw. „białych plam”, czyli obszarów bez dostępu do internetu bądź miejsc gdzie jego szybkość wynosi poniżej 10 Mb/s.
– Druga sprawa to aspekt biznesowy. Firmy telekomunikacyjne musza na tym zarabiać. To nie jest tak, że położą kabel światłowodowy w każdym miejscu, bez znaczenia na opłacalność takiej inwestycji. Muszą mieć w tym swój biznes, ponieważ z tego są rozliczani – tłumaczy Biedrzycki.
Prezes Atos Polska zwraca uwagę także na trzecią barierę jaką są ograniczenia technologiczne. Obecnie najbardziej zaawansowane platformy dostępowe powstają na bazie światłowodów. Problemem są jednak wysokie koszty takiej inwestycji.
– To już nie tylko kwestia położenia kabla w ziemi, ale opłaty chociażby drogowe, za kilometr. To jest kilka tysięcy złotych rocznie, więc utrzymanie tej sieci jest strasznie drogie – stwierdza.
Ekspert wyjaśnia, że za stopień nasycenia siecią internetową w dużej mierze odpowiadają obowiązujące regulacje prawne. Jako przykład podaje Rumunię, która przez wiele lat znajdowała się w ogonie, jeśli chodzi o zasięg i prędkość internetu oferowanego klientom indywidualnym. Sytuacja zmieniła się, kiedy tamtejszy rząd zezwolił na swobodną konkurencję pomiędzy firmami.
– Uwolnienie rynku i dopuszczenie różnych firm i operatorów telekomunikacyjnych do tego rynku i naturalna konkurencja. To spowodowało, że firmy musiały ograniczyć koszty, dogadywać się z poszczególnymi jednostkami terytorialnymi po to, żeby te koszty były realnie do udźwignięcia przez końcowego odbiorcę – tłumaczy Norbert Biedrzycki.
Jego zdaniem polskie firmy mają jeszcze spore możliwości poprawy jakości oferowanych usług, a walka o klienta odbywa się do tej pory zbyt zachowawczo.
– Na koniec dnia to użytkownik końcowy, czyli klient de facto płaci nasze pensje. W związku z tym im będzie miał lepszą ofertę, lepszy dostęp, tym będzie chciał więcej płacić – podsumowuje.
Ekspert zaznacza przy tym, że w miejscach gdzie położenie światłowodu z przyczyn ekonomicznych jest niemożliwe, wykorzystana może być technologia internetu bezprzewodowego.
Jak podaje UKE firmy, które w ubiegłorocznej aukcji częstotliwości LTE wylicytowały poszczególne pasma, mają od 12 do 36 miesięcy od czasu doręczenia rezerwacji na rozpoczęcie ich wykorzystywania. Zobowiązania inwestycyjne dotyczą nie tylko „białych plam”, ale także miejsce gdzie dostęp jest ograniczony. W sumie jest to prawie 2300 gmin.
Link do artykułu:
http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/3608-blisko-1150-miejsc-w-polsce-wciaz-nie-ma-dostepu-do-internetu
Adam T
Klient płaci nasze pensje – bardzo dobre stwierdzenie. Ale czasem klient wyciska ile się da tak że na pensje może nie starczać. Ceny usług mocno spadły w przeciągu ostatnich kilku lat