Dzielenie się to przyszłość naszego świata, w którym mocno przesadziliśmy z konsumpcją

Ekonomia współdzielenia korzysta z waluty innej niż pieniądz: z zaufania. Czy sharing economy faktycznie zrewolucjonizowało światowy rynek wymiany dóbr i usług?

Sharing economy blog Norbert Biedrzycki 2

Ekonomia współdzielenia (ang. sharing economy) zakłada, że zamiast kupować jakieś dobro lub usługę wypożyczamy lub dzielimy się nią z innymi. W praktyce oznacza to, że zamiast kupować samochód, którym jeździmy 2 godziny dziennie do pracy oraz na zakupy, umawiamy się z innymi, że będziemy z auta korzystać wspólnie.

Ponieważ nowe technologie, czyli Internet i komórki umożliwiają nam nieustanny kontakt z innymi użytkownikami, ekonomia współdzielenia kwitnie. Zamiast kupować nowe, można kupić używane (eBay), wyruszyć w drogę jednym samochodem z obcymi osobami, które jadą w tym samym kierunku i będą partycypować w kosztach paliwa (BlaBlaCar), czy wynająć na kilka dni mieszkanie, którego lokator wyjechał (Airbnb). Aplikacje, które to umożliwiają, są proste i intuicyjne w obsłudze. Nic więcej dziwnego, że zyskują ogromną popularność.

Tradycyjna ekonomia ma często kłopoty, czego oznaką są cykliczne kryzysy bankowe, niepokoje społeczne spowodowane nierównościami czy niepewnością jutra i rozbudowany korporacjonizm. To może prowadzić do kryzysu o wymiarze globalnym.

Czy więc ekonomia współdzielenia może być odpowiedzią na te problemy i zrewolucjonizuje nasze podejście do posiadania, zysku, korzyści?

Znajdujemy w niej proces wymiany dóbr, dzielenie się, skoncentrowanie się na zasobach dostępnych „tu i teraz”, położenie akcentu na budowanie więzi i poczucia grupowego zadowolenia.

Nic dziwnego, że chociaż to obszar ciągle niszowy, budzi ogromne zainteresowanie konsumentów, biznesu i coraz częściej również władz. Według raportów portalu Statista wartość globalnego rynku usług dzielonych ma urosnąć z 19,5 mld dolarów w 2018 r. do ponad 330 mld w 2025 r. Za tym zjawiskiem stoją więc już pieniądze, nowe organizacje, marketing i przede wszystkim ludzie, którzy – zakładając firmy – mają ambicję tworzenia nowej jakości.

Nowa ekonomia jest częścią filozofii millenialsów, osób urodzonych w latach 80. i 90. XX wieku. Dla nich naturalne jest, że zakupy odbywają się w internecie, a wszystko dzieje się szybko, wygodnie, w dobrej cenie, na podstawie rekomendacji znajomych oraz oczywiście na smartfonie. Częścią filozofii millenialsów jest też swoisty minimalizm, który zakłada, że „posiadanie” można zamienić na „używanie”, „wypożyczanie” i „korzystanie”.

Bez wątpienia zjawisko to jest także owocem nowego podejścia do przetwarzania danych. Bo przecież informacje o konsumencie, dostarczane dobrowolnie przez niego samego – o sobie, swoich potrzebach i zasobach – są w ekonomii współdzielenia kluczowe. Mam (chwilowo) wolne miejsce w samochodzie, wolny pokój w mieszkaniu, mam trochę wolnego czasu – dzielę się więc tym wszystkim, zarabiam na tym, a ktoś za chwilę zarobi w podobny sposób na mnie, dzieląc się swoimi zasobami i przy okazji minimalizując odpady czy negatywny wpływ na środowisko. Łączy się to ze zmiennością, rozproszeniem, a jednocześnie chęcią bycia częścią idei, która może być atrakcyjna nawet z punktu widzenia dużego kapitału.

Z drugiej strony obraz ten nie jest idylliczny. Na przykład w pierwszej połowie lutego mer Paryża ogłosiła, że miasto pozywa Airbnb za – jak to określono – stosowanie niedozwolonych reklam i tym samym psucie rynku wynajmu krótkotrwałego. Kalifornijską firmę może to kosztować nawet 12,5 mln euro. Własną bitwę na tym polu prowadzi Barcelona, gdzie ceny nieruchomości wzrosły, bo zamożni, często cudzoziemcy, kupują mieszkania, które potem wynajmują przez Internet. W Berlinie wprowadzono nowe regulacje, które teoretycznie znoszą zakaz wynajmu krótkoterminowego z 2016 roku, ale jednocześnie ograniczają go do 90 dni w roku. W wielu miejscach na cenzurowanym są też aplikacje do przejazdów, przeciwko używaniu których protestują taksówkarze. Na przykład w Bułgarii, Włoszech, Kanadzie czy Danii, doprowadzili lub mają szansę doprowadzić do ograniczenia działalności takich firm, jak Uber czy Taxify.

Być może te kontrowersje to naturalna kolej rzeczy, koszty gwałtownych zmian cywilizacyjnych. Warto jednak zwrócić uwagę, że dziś prawo nie nadąża za zmianami, jakie ekonomia współdzielenia wprowadza do rzeczywistości. Ustawodawcy powinni jak najszybciej zmierzyć się z regulacjami, które wzięłyby pod uwagę postulaty wszystkich strony związanych z sharing economy. Być może wprowadzenie rejestrów wynajmowanych mieszkań, wprowadzenie ograniczeń czasowych i uregulowanie kwestii finansowych, w szczególności podatkowych, to niezbędne minimum, które wymaga doprecyzowania. 

Mam też poczucie, że opisywane zjawisko to przede wszystkim pokłosie rewolucji, którą przyniosły nam już wcześniej nowe technologie. Ich dynamika i wciąż zaskakujące nas możliwości są jedną z sił napędowych ekonomii współdzielenia, dlatego jestem przekonany, że o tej dziedzinie gospodarki będzie jeszcze głośno.

Powiązane artykuły:

– Czy gwarantowany dochód podstawowy będzie koniecznością?

– Zmierzch ery człowieka

– Niewidzialna pajęczyna wokół nas, czyli Internet Rzeczy

– Blockchain – święty Graal systemu finansowgo?

– Upadek hierarchii, czyli kto właściwie rządzi w Twojej firmie

Skomentuj

17 comments

  1. TomK

    W moim otoczeniu znam 2 osoby które przekroczyły 50 lat i nikt ich nie chce zatrudnić. Najgorzej jak wchodzisz w wiek przedemerytalny i jesteś chroniony ustawa o prawie pracy, już pontonie. Mam do wyboru młodego chłopa albo 55 latka do noszenia worków to biorę młodego, albo inwestuje w automatyzację. A ludzie którzy mają za sobą życie nie przekwalifikują się ani nie zrobią studiów na pstryknięcie palca. Będą wykluczeni z rynku pracy.

  2. TomK

    Osobiście sam eksperyment uważam za potrzebny i ważny, o skutkach się nie wypowiadam bo nie znam wyników analiz z eksperymentów dot. grup Romów. Widziałem tylko wyniki testów wykonywanych Na Alasce i w Afryce gdzie taki eksperyment sprawił, że ludzie wykluczeni społecznie i zawodowo poczuli się bardziej wartościowi i środki z eksperymentu zainwestowali w przekwalifikowanie się itp. Pytanie jest jednak inne (odnosząc się do mojej poprzedniej wypowiedzi). Jaką alternatywę zaproponowałbyś dla milionów ludzi którzy z dnia na dzień stracą pracę i nie znajdą żadnej innej w wieku 50 lat, bo osób wykonujących proste, fizyczne prace przybywa, a stanowisk pracy w takich dziedzinach bardzo szybko ubywa. Co w zamian?

  3. Oskar 111

    Nawet nie potrafię wytłumaczyć komuś, że skopiowanie od przyjaciela płyty w mp3 to jednak całkiem co innego niż zabranie mu lodówki. Ekonomia współdzielenia to wymysł znudzonych komunistów, którym się wydaje, że skoro żyją w socjalistycznych krajach typu USA, Niemcy czy Polska, to ich ekonomiczne pomysły mają ekonomiczny sens. To, że amerykański rząd czy EU dopłaca do przedsięwzięć, które by bez tego wsparcia padły, nie znaczy, że mają sens ekonomiczny. Poza tym jesteśmy na samym początku największego kryzysu ekonomicznego ostatniego stulecia, więc gadanie o takich pierdołach nie ma sensu, bo młodzi ludzie niedługo zapełnią urzędy pracy i mopsy, gdzie będą zrozpaczeni dyskutować jak przetrwać kolejny dzień, a nie o tym czy ich kolejny startup padnie po tygodniu, czy po miesiącu. Przypominam, że w USA jest więcej bezrobotnych niż obywateli w Polsce. A to się dopiero zaczyna.

  4. Piotr Kieczuch

    W shared ekonomy to można było wierzyć kilka lat temu. To był taki buzzword marketingowy.
    Ale teraz w to wierzyć? Autor jeszcze wierzy w cyfrowych tubylców.

    • Norbert Biedrzycki  

      Co proponuje Pan zrobić? Każdy ma swoją rolę do wypełnienia. Widział Pan „One Panet” ?

  5. Krzysztof Bikowski

    No ale te wszyskit ubery i aribnb to sciema – firmay nie zarabiające pieniedzy, żerujące na innych

  6. Piotr

    Postaw się na miejscu producenta. Jak robisz produkt na sprzedaż, to w Twoim interesie jest zrobić go tak aby po okresie gwarancji się zepsuł i klient musiał zapłacić za nowy. Jak robisz produkt, który udostępniasz w ramach abonamentu to w Twoim interesie jest zrobić go tak aby był nie do zajechania, aby klient płacić Ci za niego jak najdłużej, a Ty abyś nie musiał ponosić kosztów naprawy. To jedno, drugie to milenialsi bardziej cenią wolny czas dla siebie niż tyranie w nadgodzinach. Mniej pracy to mniej pieniędzy. Mniej pieniędzy to szukanie oszczędności. Więcej czasu wolnego to więcej czasu na rozkminy, np. skoro mam kupić samochód i jeździć nim 1h dziennie, to może lepiej go kupić z kimś na spółkę aby był używany więcej? Wcześniej te pomysły stosowały firmy do optymalizacji procesu produkcji. Maszyna nie pracuje to maszyna nie zarabia, a kosztowała kilka milionów i utrzymanie kosztuje nie mało nawet jak stoi nieużywana. Jeżeli firmie brakuje własnych zleceń produkcyjnych, to przyjmują z zewnątrz.

  7. Zwierzak

    Jeśli chcemy ratować świat przed przegrzaniem, to należy zrezygnować z robienia bółboga ze wskaźnika PKB. Trzeba wynaleźć inny wskaźnik dobrobytu niż wskaźnik ciągłego wzrostu produkcji i usług. Jeśli tego nie zrobimy, to okaże się niedługo, że patriotycznym czynem będzie kupowanie nowego telewizora co tydzień.

  8. Zwierzak

    A może to po prostu bieda ekonomia, a nie ekonomia młodych . Jak masz kasę to kupujesz samochód, jedziesz na wczasy to dobrego hotelu, itp. a jak nie masz to udajesz że Cię stać na inne wyjazdy albo że używasz auto tylko przez 2 godziny…

  9. Piotr91AA

    Sharing oparty na systemie należącym do prywatnej korporacji jest jedynie nową odsłoną korporacjonizmu a nie żadnym współdzieleniem się. Wlasciciele mieszkań czy samochodów bardzo szybko staną się zależni od systemów tych korporacji a ich prawo własności zostanie na rzecz korporacji ograniczone. Wydarzy się ten sam scenariusz co w usługach przewozu osób, gdzie kierowcy gonią za własnym ogonem bez szansy na posiadanie taksówki na własność. To będzie takie samo szczęście jak booking.com dla hotelarzy. Z pt. widzenia zwykłych ludzi centralny system użyczenia własności doprowadzi do wiekszej koncentracji kapitału. O wspoldzieleniu się mogła by być mowa gdyby system sharingu był rozproszony i należał do wszystkich, którzy z niego korzystają. Jesli jednak system należy do kalifornijskiej firmy to mamy jedynie kolejną odsłonę budowy dominacji na rynku wzajemniej wymiany świadczeń.