Spider’s Web: Witamy cię w świecie wearables, które znają cię lepiej niż ty sam

Światowa sprzedaż wearables może się podwoić do 2022 r., osiągając wartość 27 mld dol. W tym okresie na rynku będzie działało ponad 230 mln smartwatchów, trackerów, opasek i podobnych gadżetów. Nie mylmy tych urządzeń z beaconami IoT, których do 2022 r. ma być na świcie ponad 9 mld, czyli znacznie więcej niż mieszkańców naszej planety.

Wearables blog Norbert Biedrzycki

Mój artykuł w Spiders’Web z dnia 8 stycznia 2020 roku: Witamy cię w świecie wearables które znają cię lepiej niż ty sam.

Dynamicznie rozwijający się trend wearables – osobistych urządzeń elektronicznych, które możemy założyć na dłoń, przypiąć do spodni, a nawet wpiąć we włosy, doskonale współgra z współczesnymi obsesjami na punkcie zdrowego trybu życia i zdrowego jedzenia – liczenia kalorii i biegania. Według mnie wearables to jednak już coś więcej niż tylko przedmiot fascynacji technologicznych geeków i gadżet uwodzący amatorów joggingu. 

Ruch na rynku

Przyjrzyjmy się światowemu rynkowi tych modnych urządzeń. Sprzedaż wearables nie szokuje dużymi skokami, ale od kilku lat systematycznie rośnie. Według raportu CCS w samym 2019 r. sprzedaż smartwatchów osiągnie poziom 85 mln sztuk. Światowa sprzedaż może się podwoić do 2022 r., osiągając wartość 27 mld dol. W tym okresie na rynku będzie działało ponad 230 mln smartwatchów, trackerów, opasek i podobnych gadżetów. Nie mylmy tych urządzeń z beaconami IoI, których do 2022 r. ma być na świcie ponad 9 mld, czyli znacznie więcej niż mieszkańców naszej planety.

Na rynku elektronicznej odzieży przewodzi dzisiaj Apple, który zyskał swoją pozycję lidera dzięki sztandarowemu produktowi z tej kategorii – mowa oczywiście o Apple Watchu. Powyższe szacunki dotyczące dynamiki rynku w segmencie tych urządzeń, pokrywają się z prognozami International Data Corporation. Analitycy firmy przewidują, że do roku 2020 liczba trackerów, smartwatchów i pozostałych urządzeń tego typu osiągnie poziom 190 mln sztuk.

Potrzebujesz polisy? Załóż smartwatcha

W całym tym ciekawym zjawisku nie chodzi tylko o zdrowy tryb życia i naszą satysfakcję z samodoskonalenia. Chodzi o wielki biznes, który swoją siłę będzie teraz zyskiwał, karmiąc się informacjami płynącymi z naszych mózgów, serc, a nawet snów. Ten trend pozwoli korporacjom, żyjącym z przetwarzania naszych danych, na lepszy wgląd w zachowania nowych grup klientów i ułatwi tworzenie wartościowych insightów. Wszyscy, którzy zarabiają na masowym przetwarzaniu danych, mogą więc zacierać dłonie.

Niektóre branże powinny kibicować temu zjawisku wyjątkowo mocno. Przykładem są firmy ubezpieczeniowe, które wysoko cenią informacje na temat zdrowia obecnych i potencjalnych klientów. Ich samopoczucie, tryb życia i sposób odżywiania stanowią kluczowe zmienne w procesie analizy ryzyk różnego rodzaju.

Ciekawym przykładem jest strategia amerykańskiej firmy John Hancock. Jej zarząd zdecydował się na radykalne posunięcie. Począwszy od tego roku, firma oferuje serię zindywidualizowanych produktów ubezpieczeniowych, tworzonych w oparciu o dane klientów zbierane przez urządzenia Fitbit i Apple Watch. Na stronie firmy, pod zdjęciem uśmiechniętej biegaczki czytamy: „Żyj zdrowo, oszczędzaj pieniądze, osiągaj korzyści. Z naszym John Hancock Vitality Program możesz gromadzić punkty w trakcie wykonywania takich aktywności, jak: gimnastyka, jedzenie, medytacja i sen”. Wszystko staje się więc jasne. Zawsze czujne, pracujące czasem całą dobę wearables, stają się sprzymierzeńcem analityków firm ubezpieczeniowych. Zbierane i gromadzone dane stają się dla każdego ubezpieczyciela niezwykle pożywnym pokarmem. Zaspakaja on potrzeby firm, aby w procesie analizy klienta docierać jak najdalej.

Dopaminowy strzał z wearables

Wearables może liczyć na sprzyjające wiatry z kilku względów. Pierwsza kwestia, która jest warta uwagi, dotyczy tego, jak kształtują się nasze emocjonalne reakcje na lawinę informacji, docierających do nas z sieci społecznościowych. Znamy coraz lepiej mechanizm opisywany przez analityków mediów społecznościowych, który ukazuje nasz mocno emocjonalny, wzmocniony procesami fizjologicznymi, stosunek do informacji, na które się natykamy w portalach społecznościowych.

Jeden lajk pozostawiony pod naszym zdjęciem lub wpisem może wywołać zastrzyk upragnionej dopaminy. I taki, nieco podobny schemat, będzie realizował się w sytuacji, gdy na przebieżkę w parku włożymy smartwatcha. Każda informacja o tym, że zrzuciliśmy kilka kilogramów, spaliliśmy nieco kalorii, będzie nas cieszyć i budzić pragnienie powtórki sytuacji. Tego typu emocjonalno – fizjologiczne  uzależnienie, to oczywiście woda na młyn producentów tych inteligentnych urządzeń.

Interfejsy umierają

Jak w każdym zmieniającym się dynamicznie trendzie technologicznym, nie wszystko jest jeszcze jasne, proste i różowe. Schodząc nieco na ziemię:  rynek wearables zmaga się dzisiaj z kilkoma prozaicznymi problemami. Jednym z nich jest długość pracy na jednym ładowaniu. To zmora wszystkich producentów urządzeń  mobilnych, więc prędzej czy później musi nastąpić oczekiwany jakościowy przełom w tej kwestii.

Jednocześnie, może nawet nieoczekiwanie dla analityków, rozwój  trendu koresponduje dobrze z innym zjawiskiem, obecnym na technologicznym rynku. Chodzi tu o pomysł, który testują niemal wszyscy najwięksi producenci elektroniki użytkowej. Mam na myśli dążenie, by uelastycznić ekrany naszych smartfonów czy tabletów. Mają się one po prostu składać, niczym kartka papieru. Giętki ekran, pozwalający się dowolnie kształtować, to prosta droga do elektronicznej opaski, która z kolei bez problemu dostosuje się do naszego przegubu. Tak więc opaska na przegubie, która zastąpi z powodzeniem sztywnego smartfona, pozostaje kwestią wcale nie tak odległej przyszłości.

Sytuacja może stawać się nawet jeszcze ciekawsza. Urządzenia z tej kategorii najzwyczajniej znikną, przestaną być widoczne! Trackery monitorujące naszą aktywność będą wszywane w naszą odzież lub przyklejane na skórę jak kawałek plastra.

Jesteś wreszcie procesorem, życzymy ci sto lat!

Wearables to kolejny przejaw postępującej technicyzacji naszego życia. Niewidoczne przetworniki danych ułatwią nam komunikację nie tylko z naszym komputerem, ale i z wszystkimi urządzeniami z obszaru Internetu Rzeczy. Sygnały wydobywane z naszych ciał będą płynąć do naszego samochodu, smartfona, telewizora, ekspresu do kawy, lodówki. Bicie serca zamienione w wartość zerojedynkową staje się informacją – produktem, na który będą sobie ostrzyły apetyty duże korporacje.

W tym całym procesie, biorąc pod uwagę nasze szybko ewoluujące przyzwyczajenia, zanika element kontrowersji. Wearables mają szansę stać się naprawdę przyjemnym dodatkiem do naszego życia. Mierząc nasze psychofizyczne reakcje, mogą je wręcz pozytywnie zmieniać.

Według transhumanistów to nasze mocniejsze zjednoczenie z technologią jest kolejnym etapem w procesie ewolucji. Ewolucji, która zmienia nas w homo data, istotę zbudowaną z kodu DNA, mięśni i cyfrowych danych. Wiążemy się z technologią, która nie tylko zwiększa nasze zdolności poznawcze, ale zaczyna też współpracować z naszymi procesami fizjologicznymi. Wearables współpracujące z naszymi ciałami, internetem, chmurą (bo tam następuje przetwarzanie pozyskanych danych), a w przyszłości z miniaturowymi biobotami (które być może będą przemierzać nasze organizmy), to spełniający się sen wszystkich technologicznych optymistów spod znaku transhumanizmu. 

Czy coś tu może się nie udać?

Czy korzystanie z wearables jest i będzie bezpieczne? Bez wątpienia obietnice, które płyną z tych sympatycznych gadżetów, są duże. Osobista, niemal intymna relacja ze smartwatchem może poprawiać nam nastrój, a nawet generować poczucie wyjątkowej relacji. Z drugiej jednak strony rodzi się tu niemal automatycznie refleksja o tym, że coraz bardziej uzależniamy się od algorytmów. Kolejne, intymne i osobiste informacje przedostają się do globalnej chmury – masy danych. Stają się otwartym i nieco „bezbronnym” zbiorem, którym można manipulować. Zapisy aktywności naszych organizmów, zapisy trasy, którą codziennie pokonujemy, rejestracja naszego snu – jeśli to wszystko trafi w niepowołane ręce, nie poczujemy się zbyt bezpiecznie. Przychodzi mi na myśl porównanie z osobami, które doświadczyły włamania do własnego mieszkania. W wielu relacjach z takiego zdarzenia pojawia się wątek traumy spowodowanej faktem, że ktoś przeglądał nasze prywatne rzeczy i wtargnął do osobistej przestrzeni. Okazuje się, że przeglądanie naszych danych w postaci cyfrowej może nie rodzić już tak traumatycznych emocji. Cyfrowa egzystencja usypia naszą uwagę i przesuwa granice naszego komfortu.

Kariera wearables dowodzi, że mamy coraz mniej oporów przed wystawianiem naszego życia na widok publiczny, coraz szybciej podejmujemy decyzję o tym, by ułatwiać wgląd w nasze prywatne życie korporacjom. Proces ten jest już maksymalnie zbanalizowany. Oferowane w zamian przyjemności i korzyści są tak duże, że zabijają w nas uwagę i zdrowy rozsądek. Rozsądek podpowiada nam, by uważać, ale serce (monitorowane przez smartwatche) popycha nas ku pełnej przyjemności korzystania z nowych wynalazków. Tak właśnie wygląda życie w nowym wspaniałym świecie.

Link do pełnego artykułu

Powiązane artykuły

– Kiedy przestaniemy być biologicznymi ludźmi?

– Sztuczna inteligencja to nowa elektryczność

– Roboty czekają na sędziów

– Tylko Bóg potrafi policzyć równie szybko, czyli świat komputerów kwantowych

– Machine Learning. Komputery nie są już niemowlętami

Skomentuj

5 comments

  1. Zeta Tajemnica

    Polonizowanie technologi na siłę też nie jest rozwiązaniem – manipulator stołokulotoczny i międzymordzie to żarty z czasów, gdy politechniczni profesorowie boczyli się na obce słowo: komputer. 😉

  2. TomekSz

    Rzecz w tym aby zrozumieć po co sami powstaliśmy i jak to się stało zanim sami staniemy się bogami i stwórcami. W przeciwnym razie grozi nam naprawdę bolesny upadek. ważne jest jak zaczniemy i w jakim kierunku nam to się potoczy.

  3. Zidan78

    Zapewne słyszałeś o Robo-szczurach. mają wszczepione elektrody do móżgu w obszary odpowiedzialne za ośrodek czuciowy jak i za ośrodek nagrody (przyjemności). Obrońcy zwierząt protestowali przeciwko eksperymentom na tych zwierzętach bo ponoć miały bardzo cierpieć. Nic błędnego, one były sterowane ale czuły przy tym przyjemność. Sęk w tym że były pozbawione jak kolwiek wolnej woli. Zatem jeśli coś mi mówi że zna mnie lepiej niż ja siebie sam….. to mam sporą obawę czy to coś nie chce mną powolutku najzwyczajniej zawładnąć i dać mi tylko poczucie wolności i wolnej woli. podobnie jak na szczury da się wpływać na ludzi. Powodować u nich gniew, miłość , strach czy cierpienie. Tak złożone uczucia da się kontrolować poprzez wszczepianie chipów lub elektrod. Natomiast wpływać na uczucia można trochę prościej. Wiem że odleciałem od tematu troszeczkę ale to jest zapowiedź tego co może nas czekać i co już dziać się zaczęło. Jeśli nie zrozumiemy działania tych mechanizmów i nie będziemy mieli ich pod swoją kontrolą skażemy się na niebyt i ślepą ulicę. Jesteśmy skazani na technologię, ale czy dorośliśmy do niej ? Czy aby ludzie sa gotowi na tak szybki rozwój technologii ? A może musi w nas dzięki technologii dokonać się następny skok ewolucyjny ? Już jeden taki skok na swoim koncie mamy. Może właśnie żyjemy w przedsionku takiej zmiany ? Zmiana to rozwój a rozwój to ewolucja. jesteśmy na to skazani i opór nie ma sensu. Rzecz w tym że boję się o stan naszych mózgów i samoświadomość w tym właśnie momencie bo zachłyśnięcie grozi uduszeniem. Jak dla mnie gadżety i technologia tak, ale trzeba pamiętać o korzeniach i prostocie oraz genezie naszych zachowań i determinantach tych zachowań. Bo inaczej gadżety staną się żródłem determinantów a zachowanie stanie się przewidywalne. Człowiek będzie miał wrażenie że ma wolną wolę a w rzeczywistości będzie szczęśliwy i bezwolny. To mnie przeraża….