Ekonomia współdzielenia rewolucjonizuje światowy rynek, ale prawo za tym nie nadąża

Ekonomia współdzielenia (ang. sharing economy) zakłada, że zamiast kupować jakieś dobro lub usługę wypożyczamy lub dzielimy się nią z innymi. W praktyce oznacza to, że zamiast kupować samochód, którym jeździmy 2 godziny dziennie do pracy oraz na zakupy, umawiamy się z innymi, że będziemy z auta korzystać wspólnie.

sharing economy business insider

„Dzielenie się to przyszłość naszego świata, w którym mocno przesadziliśmy z konsumpcją. Ekonomia współdzielenia korzysta z waluty innej niż pieniądz: z zaufania” – taki wniosek prawie dekadę temu postawiła Amerykanka Rachel Botsman, badaczka nowych technologii i ekonomii współdzielenia. Czy 10 lat później jej przewidywania okazały się słuszne? Czy sharing economy faktycznie zrewolucjonizowało światowy rynek wymiany dóbr i usług?

Mój artykuł w Business Insider – link do artykułu

Sharing economy -Ekonomia współdzielenia

Ekonomia współdzielenia (ang. sharing economy) zakłada, że zamiast kupować jakieś dobro lub usługę wypożyczamy lub dzielimy się nią z innymi. W praktyce oznacza to, że zamiast kupować samochód, którym jeździmy 2 godziny dziennie do pracy oraz na zakupy, umawiamy się z innymi, że będziemy z auta korzystać wspólnie.

Ponieważ nowe technologie, czyli internet i komórki umożliwiają nam nieustanny kontakt z innymi użytkownikami, ekonomia współdzielenia kwitnie. Zamiast kupować nowe, można kupić używane (eBay), wyruszyć w drogę jednym samochodem z obcymi osobami, które jadą w tym samym kierunku i będą partycypować w kosztach paliwa (BlaBlaCar), czy wynająć na kilka dni mieszkanie, którego lokator wyjechał (Airbnb). Aplikacje, które to umożliwiają, są proste i intuicyjne w obsłudze. Nic więcej dziwnego, że zyskują ogromną popularność.

Tradycyjna ekonomia ma często kłopoty, czego oznaką są cykliczne kryzysy bankowe, niepokoje społeczne spowodowane nierównościami czy niepewnością jutra i rozbudowany korporacjonizm. To może prowadzić do kryzysu o wymiarze globalnym.

Czy więc ekonomia współdzielenia może być odpowiedzią na te problemyi zrewolucjonizuje nasze podejście do posiadania, zysku, korzyści? Znajdujemy w niej proces wymiany dóbr, dzielenie się, skoncentrowanie się na zasobach dostępnych „tu i teraz”, położenie akcentu na budowanie więzi i poczucia grupowego zadowolenia.

Nic dziwnego, że chociaż to obszar ciągle niszowy, budzi ogromne zainteresowanie konsumentów, biznesu i coraz częściej również władz. Według raportów portalu Statista wartość globalnego rynku usług dzielonych ma urosnąć z 19,5 mld dolarów w 2018 r. do ponad 330 mld w 2025 r. Za tym zjawiskiem stoją więc już pieniądze, nowe organizacje, marketing i przede wszystkim ludzie, którzy – zakładając firmy – mają ambicję tworzenia nowej jakości.

Nowa ekonomia stworzona przez nowe pokolenie

Nowa ekonomia jest częścią filozofii millenialsów, osób urodzonych w latach 80. i 90. XX wieku. Dla nich naturalne jest, że zakupy odbywają się w internecie, a wszystko dzieje się szybko, wygodnie, w dobrej cenie, na podstawie rekomendacji znajomych oraz oczywiście na smartfonie. Częścią filozofii millenialsów jest też swoisty minimalizm, który zakłada, że „posiadanie” można zamienić na „używanie”, „wypożyczanie” i „korzystanie”.

Bez wątpienia zjawisko to jest także owocem nowego podejścia do przetwarzania danych. Bo przecież informacje o konsumencie, dostarczane dobrowolnie przez niego samego – o sobie, swoich potrzebach i zasobach – są w ekonomii współdzielenia kluczowe. Mam (chwilowo) wolne miejsce w samochodzie, wolny pokój w mieszkaniu, mam trochę wolnego czasu – dzielę się więc tym wszystkim, zarabiam na tym, a ktoś za chwilę zarobi w podobny sposób na mnie, dzieląc się swoimi zasobami i przy okazji minimalizując odpady czy negatywny wpływ na środowisko. Łączy się to ze zmiennością, rozproszeniem, a jednocześnie chęcią bycia częścią idei, która może być atrakcyjna nawet z punktu widzenia dużego kapitału.

Sharing economy – kontrowersje

Z drugiej strony obraz ten nie jest idylliczny. Na przykład w pierwszej połowie lutego mer Paryża ogłosiła, że miasto pozywa Airbnbza – jak to określono – stosowanie niedozwolonych reklam i tym samym psucie rynku wynajmu krótkotrwałego. Kalifornijską firmę może to kosztować nawet 12,5 mln euro. Własną bitwę na tym polu prowadzi Barcelona, gdzie ceny nieruchomości wzrosły, bo zamożni, często cudzoziemcy, kupują mieszkania, które potem wynajmują przez Internet.

W Berlinie wprowadzono nowe regulacje, które teoretycznie znoszą zakaz wynajmu krótkoterminowego z 2016 roku, ale jednocześnie ograniczają go do 90 dni w roku. W wielu miejscach na cenzurowanym są też aplikacje do przejazdów, przeciwko używaniu których protestują taksówkarze. Na przykład w Bułgarii, Włoszech, Kanadzie czy Danii, doprowadzili lub mają szansę doprowadzić do ograniczenia działalności takich firm, jak Uber czy Taxify.

Być może tekontrowersje to naturalna kolej rzeczy, koszty gwałtownych zmian cywilizacyjnych.Warto jednak zwrócić uwagę, że dziś prawo nie nadąża za zmianami, jakie ekonomia współdzielenia wprowadza do rzeczywistości. Ustawodawcy powinni jak najszybciej zmierzyć się z regulacjami, które wzięłyby pod uwagę postulaty wszystkich strony związanych z sharing economy. Być może wprowadzenie rejestrów wynajmowanych mieszkań, wprowadzenie ograniczeń czasowych i uregulowanie kwestii finansowych, w szczególności podatkowych, to niezbędne minimum, które wymaga doprecyzowania.

Mam też poczucie, że opisywane zjawisko to przede wszystkim pokłosie rewolucji, którą przyniosły nam już wcześniej nowe technologie. Ich dynamika i wciąż zaskakujące nas możliwości są jedną z sił napędowych ekonomii współdzielenia, dlatego jestem przekonany, że o tej dziedzinie gospodarki będzie jeszcze głośno.

Mój artykuł w Business Insider – link do artykułu


Powiązane artykuły:

– Czy gwarantowany dochód podstawowy będzie koniecznością?

– Zmierzch ery człowieka

– Niewidzialna pajęczyna wokół nas, czyli Internet Rzeczy

– Blockchain – święty Graal systemu finansowgo?

– Upadek hierarchii, czyli kto właściwie rządzi w Twojej firmie

Skomentuj

9 comments

  1. TomK

    te experymenty nie są nowością i są dobrze światu znane z każdej strony. W taki sposób hodowane są grupy Romów w każdym kraju i badany jest wpływ dotowania ich na życie ogólnospołeczne. Niestety jest to forma hodowli ludzi, która jest nieodwracalna w skutkach i wiadomo, że społecznie i gospodarczo szkodliwa.

  2. Oskar 111

    Nawet nie potrafię wytłumaczyć komuś, że skopiowanie od przyjaciela płyty w mp3 to jednak całkiem co innego niż zabranie mu lodówki. Ekonomia współdzielenia to wymysł znudzonych komunistów, którym się wydaje, że skoro żyją w socjalistycznych krajach typu USA, Niemcy czy Polska, to ich ekonomiczne pomysły mają ekonomiczny sens. To, że amerykański rząd czy EU dopłaca do przedsięwzięć, które by bez tego wsparcia padły, nie znaczy, że mają sens ekonomiczny. Poza tym jesteśmy na samym początku największego kryzysu ekonomicznego ostatniego stulecia, więc gadanie o takich pierdołach nie ma sensu, bo młodzi ludzie niedługo zapełnią urzędy pracy i mopsy, gdzie będą zrozpaczeni dyskutować jak przetrwać kolejny dzień, a nie o tym czy ich kolejny startup padnie po tygodniu, czy po miesiącu. Przypominam, że w USA jest więcej bezrobotnych niż obywateli w Polsce. A to się dopiero zaczyna.

  3. Avicenna

    To że „ekonomia dzielenia” istnieje to wiadomo tak od zawsze.
    Wcześniej dzielono się z sąsiadem bykiem żeby zaorać pole – a on dzielił się zbożem z tego pola. Oh wait – gdzie tu dzielenie się? Przecież to zwykły barter. Wróćmy do XXI wieku – dzielenie się mieszkaniem, skuterem, samochodem, etc. gdzie tu dzielenie – toć to zwykły wynajem.

    Inaczej jest z rzeczami niematerialnymi oczywiście ale to z powodu że… nie są materialne. Idzie się podzielić krzesłem w celu oglądania TV (dawniej), dzisiaj można się podzielić kolekcją mp3 albo kontem do Netflixa.

    Cała ta ekonomia dzielenia i ludzie tacy jak autor są tylko po to, aby pierdzielić kompletnie nic nie wnoszące farmazony na wykładach, webinarach, forach i blogach i bić na tym hajs od głupich tłuków którzy z otwartą gębą wsłuchują się w oczywiste od zawsze prawa ekonomii – tyle że opowiedziane jak bajeczka.