Dynamicznie rozwijający się trend wearbles – osobistych urządzeń elektronicznych, które możemy założyć na dłoń, przypiąć do spodni, a nawet wpiąć we włosy, doskonale współgra z współczesnymi obsesjami na punkcie zdrowego trybu życia i zdrowego jedzenia – liczenia kalorii i biegania. We wszystkich tych aktywnościach „ubieralne”, inteligentne gadżety mogą się przydać: pomogą nam liczyć, ile kroków zrobiliśmy w ciągu dnia i podpowiedzą, jaki dystans w tym tygodniu powinniśmy przebiec, by poczuć, że nasza kondycja fizyczna zbliża się do ideału. Według mnie wearables, to już coś więcej, niż tylko przedmiot fascynacji technologicznych geeków i gadżet uwodzący amatorów joggingu.
Ruch na rynku
Przyjrzyjmy się światowemu rynkowi tych modnych urządzeń. Sprzedaż wearables nie szokuje dużymi skokami, ale od kilku lat systematycznie rośnie. Według raportu CCS w samym 2019 roku sprzedaż smartwatchów osiągnie poziom 85 milionów sztuk. Światowa sprzedaż może się podwoić do 2022 roku, osiągając wartość 27 miliardów dolarów. W tym okresie na rynku będzie działało ponad 230 milionów smartwatchów, trackerów, opasek i podobnych gadżetów. Nie mylmy tych urządzeń z beaconami IoT, których do 2022 roku ma być na świcie ponad 9 miliardów, czyli znacznie więcej niż mieszkańców naszej planety. Na rynku elektronicznej odzieży przewodzi dzisiaj Apple, który zyskał swoją pozycję lidera dzięki sztandarowemu produktowi z tej kategorii – mowa oczywiście o Apple Watch. Powyższe szacunki dotyczące dynamiki rynku w segmencie tych urządzeń, pokrywają się z prognozami International Data Corporation. Analitycy firmy przewidują, że do roku 2020 liczba trackerów, smartwatchów i pozostałych urządzeń tego typu osiągnie poziom 190 milionów sztuk.
Potrzebujesz polisy? Załóż smartwatcha
W całym tym ciekawym zjawisku nie chodzi tylko o zdrowy tryb życia i naszą satysfakcję z samodoskonalenia. Chodzi o wielki biznes, który swoją siłę będzie teraz zyskiwał, karmiąc się informacjami płynącymi z naszych mózgów, serc, a nawet snów. Ten trend pozwoli korporacjom, żyjącym z przetwarzania naszych danych, na lepszy wgląd w zachowania nowych grup klientów i ułatwi tworzenie wartościowych insightów. Wszyscy, którzy zarabiają na masowym przetwarzaniu danych, mogą więc zacierać dłonie. Niektóre branże powinny kibicować temu zjawisku wyjątkowo mocno. Przykładem są firmy ubezpieczeniowe, które wysoko cenią informacje na temat zdrowia obecnych i potencjalnych klientów. Ich samopoczucie, tryb życia i sposób odżywiania stanowią kluczowe zmienne w procesie analizy ryzyk różnego rodzaju. Ciekawym przykładem jest strategia amerykańskiej firmy John Hancock. Jej zarząd zdecydował się na radykalne posunięcie. Począwszy od tego roku, firma oferuje serię zindywidualizowanych produktów ubezpieczeniowych, tworzonych w oparciu o dane klientów zbierane przez aplikacje Fitbit i Apple Watch. Na stronie firmy, pod zdjęciem uśmiechniętej biegaczki czytamy: „Żyj zdrowo, oszczędzaj pieniądze, osiągaj korzyści. Z naszym John Hancock Vitality Program możesz gromadzić punkty w trakcie wykonywania takich aktywności, jak: gimnastyka, jedzenie, medytacja i sen.” Wszystko staje się więc jasne. Zawsze czujne, pracujące czasem całą dobę wearables, stają się sprzymierzeńcem analityków firm ubezpieczeniowych. Zbierane i gromadzone dane stają się dla każdego ubezpieczyciela niezwykle pożywnym pokarmem. Zaspakaja on potrzeby firm, aby w procesie analizy klienta, docierać jak najdalej.
Dopaminowy strzał
Wearables może liczyć na sprzyjające wiatry z kilku względów. Pierwsza kwestia, która jest warta uwagi, dotyczy tego, jak kształtują się nasze emocjonalne reakcje na lawinę informacji, docierających do nas z sieci społecznościowych. Znamy coraz lepiej mechanizm, opisywany przez analityków mediów społecznościowych, który ukazuje nasz mocno emocjonalny, wzmocniony procesami fizjologicznymi, stosunek do informacji, na które się natykamy w portalach społecznościowych. Jeden lajk pozostawiony pod naszym zdjęciem lub wpisem, może wywołać zastrzyk upragnionej dopaminy. I taki, nieco podobny schemat, będzie realizował się w sytuacji, gdy na przebieżkę w parku włożymy smartwatcha. Każda informacja o tym, że zrzuciliśmy kilka kilogramów, spaliliśmy nieco kalorii będzie nas cieszyć i budzić pragnienie powtórki sytuacji. Tego typu emocjonalno – fizjologiczne uzależnienie, to oczywiście woda na młyn producentów tych inteligentnych urządzeń.
Interfejsy umierają
Jak w każdym zmieniającym się dynamicznie trendzie technologicznym, nie wszystko jest jeszcze jasne, proste i różowe. Schodząc nieco na ziemię: rynek wearables zmaga się dzisiaj z kilkoma prozaicznymi problemami. Jednym z nich jest długość pracy baterii. To zmora wszystkich producentów urządzeń mobilnych, więc, prędzej czy później musi nastąpić oczekiwany, jakościowy przełom w tej kwestii. Jednocześnie, może nawet nieoczekiwanie dla analityków, rozwój trendu koresponduje dobrze z innym zjawiskiem, obecnym na technologicznym rynku. Chodzi tu o pomysł, który testują niemal wszyscy najwięksi producenci elektroniki użytkowej. Mam na myśli dążenie, by uelastycznić ekrany naszych smartfonów czy tabletów. Mają się one po prostu składać, niczym kartka papieru. Giętki ekran pozwalający się dowolnie kształtować, to prosta droga do elektronicznej opaski, która z kolei bez problemu dostosuje się do naszego przegubu. Tak więc opaska na przegubie, która zastąpi z powodzeniem sztywnego smartfona, pozostaje kwestią wcale nie tak odległej przyszłości. Sytuacja może stawać się nawet jeszcze ciekawsza. Urządzenia z tej kategorii najzwyczajniej znikną, przestaną być widoczne! Trackery monitorujące naszą aktywność, będą wszywane w naszą odzież lub przyklejane na skórę jak kawałek plastra.
Jesteś wreszcie procesorem, życzymy ci sto lat!
Wearables to kolejny przejaw postępującej technicyzacji naszego życia. Niewidoczne przetworniki danych ułatwią nam komunikację nie tylko z naszym komputerem, ale i z wszystkimi urządzeniami z obszaru Internetu Rzeczy. Sygnały wydobywane z naszych ciał będą płynąć do naszego samochodu, smartfona, telewizora, ekspresu do kawy, lodówki. Bicie serca zamienione w wartość zerojedynkową staje się informacją – produktem, na który będą sobie ostrzyły apetyty duże korporacje. W tym całym procesie, biorąc pod uwagę nasze szybko ewoluujące przyzwyczajenia, zanika element kontrowersji. Wearables mają szansę stać się naprawdę przyjemnym dodatkiem do naszego życia. Mierząc nasze psychofizyczne reakcje, mogą je wręcz pozytywnie zmieniać. Według transhumanistów, to nasze mocniejsze zjednoczenie z technologią jest kolejnym etapem w procesie ewolucji. Ewolucji, która zmienia nas w homo data, istotę zbudowaną z kodu DNA, mięśni i cyfrowych danych. Wiążemy się z technologią, która nie tylko zwiększa nasze zdolności poznawcze, ale zaczyna też współpracować z naszymi procesami fizjologicznymi. Wearables współpracujące z naszymi ciałami, internetem, chmurą (bo tam następuje przetwarzanie pozyskanych danych), a w przyszłości z miniaturowymi biobotami (które być może będą przemierzać nasze organizmy), to spełniający się sen wszystkich technologicznych optymistów spod znaku transhumanizmu.
Czy coś tu może się nie udać?
Czy korzystanie z wearables jest i będzie bezpieczne? Bez wątpienia obietnice, które płyną z tych sympatycznych gadżetów są duże. Osobista, niemal intymna relacja ze smartwatchem, może poprawiać nam nastrój, a nawet generować poczucie wyjątkowej relacji. Z drugiej jednak strony rodzi się tu niemal automatycznie refleksja o tym, że coraz bardziej uzależniamy się od algorytmów. Kolejne, intymne i osobiste informacje przedostają się do globalnej chmury – masy danych. Stają się otwartym i nieco „bezbronnym” zbiorem, którym można manipulować. Zapisy aktywności naszych organizmów, zapisy trasy, którą codziennie pokonujemy, rejestracja naszego snu – jeśli to wszystko trafi w niepowołane ręce, nie poczujemy się zbyt bezpiecznie. Przychodzi mi na myśl porównanie z osobami, które doświadczyły włamania do własnego mieszkania. W wielu relacjach z takiego zdarzenia pojawia się wątek traumy spowodowanej faktem, że ktoś przeglądał nasze prywatne rzeczy i wtargnął do osobistej przestrzeni. Okazuje się, że przeglądanie naszych danych w postaci cyfrowej może nie rodzić już tak traumatycznych emocji. Cyfrowa egzystencja usypia naszą uwagę i przesuwa granice naszego komfortu.
Kariera wearables dowodzi, że mamy coraz mniej oporów przed wystawianiem naszego życia na widok publiczny, coraz szybciej podejmujemy decyzję o tym, by ułatwiać wgląd w nasze prywatne życie korporacjom. Proces ten jest już maksymalnie zbanalizowany. Oferowane w zamian przyjemności i korzyści są tak duże, że zabijają w nas uwagę i zdrowy rozsądek. Rozsądek podpowiada nam, by uważać, ale serce (monitorowane przez smartwatche) popycha nas ku pełnej przyjemności korzystania z nowych wynalazków. Tak właśnie wygląda życie w nowym wspaniałym świecie.
. . .
Cytowane prace:
CCS Insights, Hollie Bridgland, Success of Apple Watch Means More Growth in Sales of Wearable Technology, Link, 2019.
IDC, Michael Shirer, China’s Surge Into 5G Will Push the Worldwide Smartphone Market Back to Growth in 2020, According to IDC, Link, 2019.
The Guardian, Robin McKie, No death and an enhanced life: Is the future transhuman?, Link, 2018.
. . .
Powiązane artykuły:
– Technologia 2020. Algorytmy w chmurze, jedzenie z drukarek i nanotechnologia
– Uczmy się jak maszyny, a nawet bardziej
– Już czas, by pogadać z maszyną
– Czy algorytmy będą popełniać zbrodnie wojenne?
– Maszyno, kiedy nauczysz się ze mną kochać?
– Kiedy przestaniemy być biologicznymi ludźmi?
Zwierzak
totalna inwigilacja – becony IoT w każdej czesci garderoby
TomaszK1
Fajne. Dziekuje
Piotr91AA
Jak widzę ułomności aktualnych algorytmów Google czy afery z 'wyciekami’ danych, bo np. 'wizjoner’ Zuckerschmuck nie przewidział pewnych oczywistych procedur przy ich prawidłowym zabezpieczeniu i przetwarzaniu >> to mam pewność, że nie skusiłbym się na dobrowolne wszczepienie jakiegokolwiek chipu… a przykład z podsyłaniem Nam reklam przez algorytmy to raczej jakaś parodia, a nie dowód na to że algorytmy lepiej Nas rozumieją… zwykłe 'prymitywne’ podtykanie konsumentom pod nos tego czego oczekują… 🙃
Oskar 111
Zaczynamy nosic urzadzenia podsłuchowo-obserwujące juz na sobie
KrzysiekC
Dobry artykuł – coś czuję, że będzie mocno linkowany. Samo wearables na pewno nie przyjmie się w języku polskim, tak jak np. smartfon, więc trzeba coś wymyślić.
Większość propozycji nie ma najmniejszych szans na przyjęcie w języku potocznym, bo jest za długa, brzmi bardzo nienaturalnie lub nie oddaje sensu.
Według mnie przyjmie się wersja „nośniki” — na początku wydaje się to śmieszne, ale całkowicie oddaje sens, ma już zabarwienie technologiczne i jest zgrabne, krótkie i przyjemne.
To co, przyjmujemy oficjalnie taką wersję? 😉
KrzysiekC
Urządzenia nasobne.
Pico Pico
Dobry wpis. Skąd Pan bierze pomysły?