Nowoczesne technologie, stare lęki: czy roboty odbiorą nam pracę?

Zagrożeniem dla pracowników jest nie tyle pojawienie się w firmie robotów, lecz to, że nie będą umieli ich obsługiwać, czy z nimi współpracować.

Norbert Biedrzycki - robots

 

W „Powrocie z gwiazd” Stanisława Lema astronauci wracający na Ziemię po kilkudziesięciu latach w kosmosie zastają świat, w którym nikt nie musi pracować. Wszystkie obowiązki wykonują roboty i sztuczna inteligencja. Kosmonauci okazują się niepotrzebni, a chęć do pracy i działania, którą przejawiają, jest niezrozumiała dla otaczających ich ludzi. Sprawia, że zostają przez nich odtrąceni i zepchnięci na margines społeczny. Finalnie astronauci znowu wylatują w gwiazdy, aby, wykorzystując efekt relatywistyczny, przeczekać w kosmicznej podróży następne kilkadziesiąt lat. Uciekają od świata robotów.

Książka Lema po raz pierwszy wydana została ponad pół wieku temu – ja wracam do niej w czasie, gdy komputery stały się mądrzejsze, bardziej samodzielne i wydajne niż kiedykolwiek. A my zbliżamy się do punktu, w którym mogą zacząć wykonywać naszą pracę lepiej niż my sami. Czy nasz świat i nasze miejsca pracy są zagrożone?

Te obawy nie są nowe. Już na początku rewolucji przemysłowej XIX wieku w Anglii istniał radykalny ruch społeczny – luddyzm, którego przedstawiciele protestowali przeciwko zmianom spowodowanym przez wynalezienie maszyn tkackich. Nocami napadali tkalnie niszcząc krosna. Powód? Obawiali się, że maszyny odbiorą im ich miejsca pracy. Zmusiło to parlament brytyjski do przyjęcia ustawy, według której niszczenie maszyn stało się przestępstwem zagrożonym karą śmierci. Choć dziś wydaje nam się to nieprawdopodobne, na jej mocy w Yorku stracono 17 luddystów. W przeszłości strach przed maszynami przybierał nawet karykaturalne formy. W Stanach Zjednoczonych związki zawodowe malarzy w latach 20tych ubiegłego wieku zakazały swoim członkom używania pneumatycznych rozpylaczy do farb.

Wielki Kryzys z jednej strony jeszcze mocniej pogłębił lęki , z drugiej do głosu doszli również ci, którzy w robotyzacji (wówczas raczej maszynizacji) widzieli szansę. Np. Keynes prognozował, że rozwój technologii wręcz odciąży pracowników i pozwoli ograniczyć tygodniowy czas pracy do 15 godzin. Czarne scenariusze nie spełniły się – mechanizacja produkcji spowodowała gwałtowny wzrost, a nie spadek liczby miejsc pracy. W samych Stanach Zjednoczonych w przemyśle motoryzacyjnych zatrudnionych w 1910 roku było 140 tys. pracowników. W 1920 roku, wraz z postępującą mechanizacją, liczba pracowników wzrosła do 250 tys., w 1930 – 380 tys., a w 1973 – już 941 tys..

Dzisiaj natomiast pracujemy, choć może się to wydawać mało prawdopodobne, znacznie mniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Dane ze Stanów Zjednoczonych pozwalają przyjrzeć się najdłuższym okresom (Penn World Tables): w 1950 roku Amerykanie pracowali średnio 1909 godzin tygodniowo. W 2010 roku było to już mniej niż 1700 godzin, a miejsc pracy wcale nie ubyło. Wręcz przeciwnie, zatrudnienie zwiększyło się w tym czasie o ponad 50%. Wzrosły też zarobki – każdego roku średnio o 2 punkty powyżej inflacji.

Mimo to echa dawnych strachów wracają w ostatnich latach, miejsce maszyn jako straszaka zajmują teraz roboty. Gartner w swoim raporcie przekonuje, że już w 2025 roku 1 na 3 miejsca pracy zastąpią roboty. Dziś liczby nie potwierdzają jednak takiego scenariusza – w rekordowym 2013 roku na całym świecie firmy zakupiły jedynie 178 tys. robotów różnego rodzaju (według International Federation of Robotics). W porównaniu do zasobów siły roboczej nie jest to więc skala, która może doprowadzić do punktu przełomowego.

Robotyzacja nie spędza snu z powiek także samym pracownikom. Bardziej niż robotyzacja martwi ich to, że pracę odbiorą im tańsi pracownicy o lepszych kwalifikacjach. A także to, że sami nie sprostają nowym wymaganiom pracodawcy związanymi z rozwojem technologii w firmie. Zagrożeniem jest więc dla nich nie tyle pojawienie się w firmie robotów, lecz to, że nie będą umieli ich obsługiwać, czy z nimi współpracować.

Historyczne doświadczenia pokazują, że rewolucja technologiczna nie zniszczy miejsc pracy. Dla części pracowników oznacza ona niższe wynagrodzenie, w najgorszym wypadku utratę pracy i bezrobocie, ale dla społeczeństwa jako całości skutki są pozytywne – rosnące zapotrzebowanie na pracę i poprawiające się standardy życia. Kolejne rewolucje zmieniają jednak radykalnie samą pracę. Poprzeczka dla pracowników zostaje zawieszona wyżej i sprostanie nowym wymaganiom pracodawców jest znacznie trudniejsze niż wcześniej. Lęki na które wskazują w badaniu Amerykanie są więc usprawiedliwione. Kluczowe dziś wydaje się przygotowanie pracowników na ten proces, tak by postępował on ewolucyjnie i nie powodował rewolucji na rynku pracy.

Odpowiedzialności za adaptację nie wolno nam zrzucać na samych pracowników. To nasza wspólna odpowiedzialność. Ta zmiana winna się dokonywać przy współudziale pracodawców, jak i całego społeczeństwa. Wymaga ona zasadniczej reformy systemu edukacji, w tym szczególnie szkolnictwa zawodowego. Najpierw musimy jednak zacząć postrzegać robotyzację nie jako zagrożenie, ale jak szansę. W końcu – jak mówił JFKjeśli jesteśmy w stanie stworzyć maszyny, które pozbawią ludzi pracy, to nie powinniśmy mieć problemu ze stworzeniem dla tych ludzi nowych szans na zatrudnienie.

 

Powiązane artykuły:

Sztuczna Inteligencja jako fundament dla kluczowych technologii

Koniec życia jakie znamy, czyli witajcie w zdygitalizowanym świecie

Co to jest blockchain? Wszystko co trzeba o nim wiedzieć

W jaki sposób maszyny rozumują

Praca przyszłości, czyli zaczniemy pracować od nowa

Rozszerzona Rzeczywistość. Widzieć więcej niż tylko Pokemona

Nowoczesne technologie a stare lęki: czy roboty odbiorą nam pracę?

 

Skomentuj

5 comments

  1. Adam T

    Mówi Pan o Polsce? Niestety ale wzrost „innowacyjności” w Polsce napędzany jest tylko centrami outsourcingowymi, które nijak się nie mają do innowacyjności, kreatywności w IT. Niestety, wypuszczają rzesze nieprzystosowanych do innej pracy ludzi którzy potrafią wykonywać tylko proste czynności. nie jest to rozwój. nie ma co się zachłystywać że u nas są te centra. Bo zamknąć je jest bardzo łatwo

    • Norbert Biedrzycki  

      Bardzo cenny głos w dyskusji. W przypdaku szrokiego, naprawdę szerkoego wprowadzenia automatyzacji i robotyzacji proste prace, nawet w sektorze usługowym, będą zastąpione przez maszyny. Co z naszym krajem? Czy pęd do budowy nowych centrów outsourcingowych i nearshoringowych to dobry kierunek?

  2. Jacek B2

    Odbiorą, już odbierają. Kraje które skupiają się na usługach, prostych, powtaralnych (słynne centra outsourcingowe) stracą najwięcej bo te rzesze ludzi będą zastąpione przez roboty i sztuczne inteligencje

  3. TomaszK1

    O ile myślące roboty, które mogą zabrać nam pracę wciąż są jeszcze pieśnią przyszłości, o tyle inteligentne oprogramowanie komputerowe dzieje sie teraz. Takie oprogramowanie nie jest „sztuczną inteligencją”, ale algorytmy przez nie wykorzystywane pozwalają na analizę ogromnych zbiorów różnorodnych danych (big data), których człowiek albo nie dostrzega, lub nie potrafi obrobić za pomocą własnego mózgu. Praca – pewnie nie, ale przetwarzanie ogromnych ilości danych – tak

    • Norbert Biedrzycki  

      Bardzo dziękuje. To jest kwintesencja mojego artykułu w zakresie zastosowań bigdata. Ważniejsze pytanie jest inne: czy roboty zabiorą pracę, komu, w jakim zakresie? Bo nie kiedy, to już wiemy że się stanie. Będziemy musieli się przebranżowić. Hurtowo i stale